Społeczności Szkolna (zawsze delektuję się tym określeniem),
Bardzo dziękuję za wzruszające pożegnanie mnie na stanowisku dyrektora.
Takie chwile skłaniają do podsumowań i wspomnień. I to też uczynię, tradycyjnie w moim stylu…
Jesteśmy statystyczną polską szkołą ze statystycznym dyrektorem borykającym się na co dzień z budżetem i decyzjami, na co nas stać, co mieć musimy, co chcielibyśmy mieć… Ot typowa próba z populacji polskich szkół…
Ale każda szkoła ma to coś, „pestkę” (pojęcia z „JEŻYCJADY” będą się przewijać w mojej wypowiedzi) różniąc ją od innych. I o tym chcę opowiedzieć.
Wyobraźmy sobie spacer po szkole z jedną z dziewczynek lub chłopców, nieważne z której klasy, niech to będzie ZOSIA.
Zosia rano wkracza do szkoły wejściem od szatni i spotyka na swej drodze specjalistę od „spraw beznadziejnych” – panią Marysię. Wyposażona w maseczki, cyrkle, linijki, cukierki, dobre słowo, instynkt poszukiwacza zagubionych rzeczy, napełnia naszą Zosię dobrym nastrojem. Jeśli uczeń zrobi coś paskudnego, to pani Marysia nie krzyknie, zrobi się jej przykro (często o tym mówiłam szkolnym rozrabiakom).
Ale śledźmy dalej spacer naszej Zosieńki, wkracza do szkoły i biegnie na lekcję? Nie… po drodze jest jadalnia i frapujące pytanie, co na obiad? Wita Zosię ekipa z kuchni – czarodziejka od drożdżówek pani Marta, rekordzistka świata w lepieniu pierożków – pani Dorota, podrzucająca naleśniki – pani Małgosia oraz pani Basia – pracująca na zapleczu, wpatrzona w ekran komputera, otoczona fakturami, myśli jak za 3,50 zł (młodsi) i 2,50 zł (starsi) wyżywić grubo ponad 200 osób.
Zosia przed udaniem się do klasy wstępuje do sekretariatu, promienna pani Inga dowie się, dlaczego Zosi nie śpieszy się na lekcję, przyklei plasterek na niewidzialną ranę. Drzwi do gabinetu dyrektora, najczęściej otwarte, skłonią nasza dziewczynkę do wizyty w tym miejscu, może informacje o zmianach w podziale godzin były niejasne, a może ćwiczenia z matematyki zaginęły – zawsze można porozmawiać z paniami „dyrektorkami”.
Gdyby Zosia zajrzała jeszcze do pomieszczenia pań z księgowości na piętrze, to panie Małgosia i Ania podniosłyby wzrok z ekranów komputera i sympatycznie porozmawiały z naszą podróżniczką
Jednak dzwonek na lekcję wzywa Zosię do klasy, a sztab kadry pedagogicznej różny w osobowości i profesji, ale jednomyślny w misji napełniania głowy Zosi mniej lub bardziej potrzebną wiedzą i umiejętnościami rusza do codziennej pracy.
Ale, ale, po drodze Zosia mija gabinet pani pedagog – kolejna okazja, by porozmawiać o troskach gnębiących naszą dziewczynkę. A pani Ania pracowicie, dzień po dniu, wyposażona w magiczne zabawki, pochyla się z troską nad uczniowskimi problemami.
Dzień mija. Zosia opuszcza szkołę, napotykając na swej drodze panią Mariolę i Zosię doprowadzające szkołę do porządku (nie spotka pana Jacka –„ nocnego Marka”, nieustająco naprawiającego powstałe w ciągu dnia szkody), opuszcza szkołę, żegnając się w szatni kolejną panią od spraw beznadziejnych – panią Urszulę.
I powiecie, cóż w tym nadzwyczajnego, gdzie ta „ pestka”?
W naszej szkole panuje dobra atmosfera. Nieustająco uświadamiają nam to nasi goście, wizytujący, prowadzący zajęcia, kurierzy, panowie wykonujący prace budowlane, przedstawiciele różnych instytucji.
Czy jako dyrektor mogę się poczuć „spiritus movens” tej ogólnie panującej sympatycznej aury?
TAK, to jeden z priorytetów mojej koncepcji pracy. Łączyć ludzi w dobrej sprawie, czyli tak zwana Synergia w działaniu.
I za tę dobrą atmosferę podczas 15 lat dyrektorowania dziękuję wszystkim – pracownikom, rodzicom, uczniom. Słowa podziękowania kieruję do Organu Prowadzącego (dwóch panów burmistrzów, z którymi współpracowałam, z dwiema paniami Naczelnik WEO, ze wszystkimi pracownikami tego wydziału i innych równie pomocnych), do Rady Miejskiej, Komisji Edukacji, radnych z Zalasu – pana Henryka i Leszka, do wszystkich instytucji, firm, stowarzyszeń, z którymi miałam przyjemność współpracować.
Czuję się rozpieszczana towarzyszącą mi w pracy dyrektora ludzką sympatią i chęcią pomocy. Pewnie dlatego Stwórca na finał obarczył mnie absurdalną „historią lekturkową”,odporną na wszelkie prawa logiki i zdrowego rozsądku, zdumiewającą w rozdmuchaniu bez treści. Wszystko po to, by woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. Nic z tego, nie tak łatwo pozbawić mnie poczucia wartości, jeśli jest ona zahartowana latami rozwiązywania problemów i pokonywania trudności.
Pozostawiam szkołę w profesjonalnych i szlachetnych rękach. Nie mam krzty wątpliwości, że będzie dobrze zarządzana i dbałość o naszą „pestkę” będzie w pierwszej trójce spraw do zrobienia.
Zostawiam do pomocy darowany mi kiedyś przez uczniów „zaczarowany ołówek” , moje dobre myśli, chęć pomocy oraz obietnicę, że do ostatniego drgnienia mojego serca i ostatniego okruchu pamięci będę dbać o dobre imię mojej szkoły, moich pracowników i moich uczniów.
Małgorzata Mastalerz
PS.
W służbie Królowej Nauk pozostawiam moim uczniom, tym najmłodszym i tym „grubo po dwudziestce” zadanie:
Gdybym wszystkich moich uczniów (37 lat pracy w szkole) ustawiła w szeregu, trzymających się za ręce, to jak długi byłby łańcuch moich „pogromców ułamków”? Zakładam, że rozpiętość ramion jest równa wzrostowi człowieka i przyjmując statystycznie 170 cm wzrostu.
Ja to obliczę w wolnej chwili i podam do wiadomości. Wy, moi uczniowie, „siło sprawcza mojej energii”- szacujcie! Pozdrawiam cieplutko!